Dragon Ball PH logo by Zaria
Rozdział 01 | Rozdział 02 | Rozdział 03 | Rozdział 04 | Rozdział 05 | Rozdział 06 | Rozdział 07 | Rozdział 08 | Rozdział 09 | Rozdział 10 | Rozdział 11 | Rozdział 12 | Rozdział 13 | Rozdział 14 | Rozdział 15

Rozdział 08

  Zerd mozolnie otworzył oczy. Wszystko było zamazane, ale po kilkukrotnym przetarciu gałek ocznych Monsturn widział już całkiem dobrze. Znajdował się w szpitalu, na jednym ze statków. Rozejrzał się i zauważył Dytera siedzącego przy stoliku na końcu pomieszczenia. Czerwonoskóry przeglądał czyjeś rzeczy, najprawdopodbniej należące do Zerda. Podniósł scouter i powiedział do siebie:
  - Ciekawe ile może być wart. Pewnie sporo, w końcu to jeden z nowszych modeli.
  - Cześć Dyter - zaczął Zerd. Czerwonoskóry na dźwięk głosu Monsturna mało nie spadł z krzesła. Szybko odwrócił się do Zerda, chowając scouter za plecami.
  - Aaa... Cześć Cześć... ufff, ale mnie wystraszyłeś... a... a... a tak w ogóle, jak się czujesz? - zapytał z głupim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zerd popatrzył przez chwilę krzywo na swojego rozmówce po czym odparł:
  - No, już dobrze... tylko mam mętlik w głowie, nie bardzo wiem jak się tu znalazłem.
  Dyter chciał już coś powiedzieć, gdy do pokoju weszła reszta ekipy czyli Nath, Ward i Nadja. Niebieskoskóra zdzieliła ręką czerwonoskórego mężczyznę przez głowę tak, że jego srebrne kudły spadły mu na twarz.
  - Kurde, Nadja, za co to!? - krzyknął z wyrzutem Dyter.
  - Za co!? Za cwaniactwo! Chcesz zakosić scouter Zerda, sprzedać, a później cała winę zwalić na sanitariuszy, tak jak zrobiłeś z moją zbroją galową!
  Kończąc swoją wypowiedź Nadja walnęła Dytera jeszcze raz.
  - Przestańcie się bić - powiedział stanowczo Nath.
  - Jakie się? Powinieneś raczej powiedzieć "przestań go bić".
  Cała scena wywołała uśmiech na twarzy Zerda. Doszedł do wniosku, że oni nigdy się nie zmienią. Co prawda, na początku miał żal do Dytera, że chciał go okraść, ale szybko puścił to w niepamięć. Wszyscy obecni w pomieszczeniu zaczęli rozmawiać i żartować. Zerd został tak zaaferowany, że zapomniał o wcześniejszym pytaniu. Dyskusja ciągnęła się jeszcze pół godziny. W tym czasie Zerd zdążył już całkowicie dojść do siebie.
  Chwilę później do pomieszczenia wszedł Birdbeek, istota o ptasim dziobie, ciemnobrązowej skórze oraz czerwonej czuprynie na głowie. Osobnik miał na sobie czerwoną zbroję sanitariuszy - najwidoczniej dopiero co wrócił z planety - oraz białą pelerynę, która oznaczała, że jest kimś ważniejszym, a mianowicie doktorem.
  Zbadał Zerda, spytał o samopoczucie i stwierdził, że uboczne skutki maszyny regenerującej ustąpiły, a Monsturn może opuścić ambulatorium jeszcze dzisiaj, po czym pożegnał żołnierzy i opuścił pomieszczenie. Zerd, kontynuując rozmowę, wszedł za parawan i zaczął przebierać się w zbroję. Po chwili był już w pełni ubrany, odebrał także Dyterowi swój scouter.
  Cała paczka miała już opuszczać ambulatorium, gdy wyjście zagrodził im Leau.
  - Ty zdrajco! - wypalił Zerd. Mało brakowało, a rzuciłby się na pół-Sajana.
  - Widzę, że o niczym mu nie powiedzieliście - Leau, ignorując Zerda, zwrócił się do pozostałych.
  - Nie mogliśmy. Wszyscy podpisaliśmy klauzulę poufności - odparł Nath.
  - Mam w dupie waszą klauzulę. Macie mu to powiedzieć tu i teraz! Poza tym, wątpię, aby mi uwierzył - zdenerwował się Leau.
  Nath zrobił ponurą minę. Dwumetrowy osobnik nie lubił łamać zasad, ale po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że czasami trzeba. Zaczął więc opowiadać młodzikowi o tym jak to przebrali się za żołnierzy Cesarstwa i zaatakowali Kanassian. Wspomniał też gdzie i jak go uratowali.
  Zerd nie krył zdziwienia. Pochłaniał wszelkie informacje jak gąbka, a gdy Nath skończył swoją opowieść stosunek Zerda do Leau nieco się zmienił. Nadał miał jednak za złe Coolantowi, że go zostawił na lodzie.
  - Zostawcie nas teraz, chciałbym coś omówić z Zerdem - powiedział Leau. Nath i reszta posłusznie opuścili pomieszczenie.
  - Najpierw sprawy formalne. Mam coś dla ciebie - powiedział Leau. Zerd dopiero teraz zauważył, że pół-Sajan cały czas miał w ręce jakiś przedmiot. Był to coolancki kask. Prawie taki sam jak Leau tyle, że ten miał czarny ochraniacz.
  - Moje gratulacje, zdałeś. Jesteś od dzisiaj Coolantem. Pozwól, że ci wyjaśnię o co chodzi z kolorem ochraniacza. Czarny to w hierarchii stopień najniższy. Wyżej są czerwony, różowy taki jaki mój i najwyższy, niebieski - tłumaczył Leau.
  Zerd był bardzo szczęśliwy z tego awansu, nabrał też dzięki niemu sporej pewności siebie. Nie myśląc dużo zapytał swojego przełożonego wprost:
  - Dlaczego mnie wystawiłeś na Kanassie?
  - Wystawiłem cię z kilku powodów. Jednym z nich była chęć sprawdzenia ciebie. Uznałem, że jeśli przeżyjesz, będziesz się nadawał na Coolanta.
  - A inne powody?
  - No, nie ma co tu kryć, nie sądziłem, że przeżyjesz. Co więcej, miałem nadzieję, że to twoja ostatnia misja. Bez urazy, ale nie chciałem mieć kuli u nogi.
  - To się nazywa szczerość - skomentował Zerd.
  - Ej, tu sobie gówniarzu nie pozwalaj. Nadal jestem twoim przełożonym i masz się do odnosić per pan. Zrozumiano?
  - Tak, proszę pana.
  - Dobra, słuchaj za kilka dni przylecą po proroka, na razie mamy go tu pilnować. Kiedy już go zabiorą, lecimy na Malakrę. Dostałem, a właściwie dostaliśmy, nowe zadanie. Ja teraz idę sprawdzić co z naszą zdobyczą, a ty masz na razie wolne.
  - Dziękuję, proszę pana.
  - Tylko się nikomu nie wygadaj kto jest na statku - upomniał swojego podwładnego Leau.
  Opuścili pomieszczenie. Zerd natychmiast po wyjściu założył swój kask, a stary scouter schował do kieszeni. Nie był mu już potrzebny, ponieważ hełmy Coolantów miały już wbudowane to urządzenie. Zerd natknął się na Dytera kilkanaście metrów dalej. Jara-jin podrywał właśnie jakąś dziewczynę.
  - Hej! Dyter! Łap! - krzyknął Monsturn po czym wyjmując scouter z kieszeni rzucił go czerwonoskóremu. - Mnie już nie będzie potrzebny - powiedział, jednocześnie stukając palcem w kask, a chwilę później odszedł.
  Dyter popatrzył jeszcze parę sekund na oddalającego się młodzika oraz na scouter, po czym powiedział do dziewczyny:
  - Zmiana planów, maleńka, dziś będę oblewał awans kumpla. Jutro się spotkamy. Dziewczyna tylko prychnęła i mówiąc coś wulgarnego i zostawiła Dytera samego sobie.
  - Ehhh... czego to ja nie robię dla przyjaciół - westchnął. - A za ten scouter będzie można dostać alkohol pierwsza klasa - dodał jeszcze, po czym poszedł przehandlować urządzenie.

  Do szczytu pozostały już niecałe dwa dni. Cała Core wrzała w ogniu ostatnich przygotowań. Wszędzie mówiło się tylko na jeden temat, nawet pijaczki zamiast dyskutować o klarowności denaturatu rozmawiali o zjeździe władz Imperium. Dla mieszkańców stolicy było to wydarzenie ogromnej wagi, więc wszyscy starali się wypełniać powierzone im zadania jak najlepiej. Jednym z takich tubylców był Frost, gubernator planety. Changeling aktualnie przebywał w pałacu. Nadzorował pracę wykończeniowe wystroju wnętrz. Stojąc u stóp wielkich schodów wykrzykiwał polecenia i uwagi:
  - Szybciej wymieniać te okna! A ty co robisz z tym dywanem! Kazałem go wywalić i kupić nowy! Uważaj jak niesiesz farbę, baranie, a poza tym co ci strzeliło do łba, żeby nieść ją przez salę przyjęć co?! Kurwa! Co? Jakie wino? Pewnie, że czerwone! Co mi tu za głupie pytania zadajesz! Nie no, chłopaki, sprężać się! Lodowce przesuwają się szybciej!
  Frost chciał krzyknąć coś jeszcze, ale w tym momencie zachrypł i wydał z siebie tylko ciche pisknięcie. Ruszył więc do kuchni, aby przepłukać gardło. "W końcu świat nie zawali się beze mnie" pomyślał.
  Przeszedł kilkaset metrów korytarzem, następnie skręcił w prawo i już był w kuchni. Trzeba tu dodać, że był to naprawdę duży pałac. Kuchnia, jak wszystko tutaj, była wielka. Można by tu zakwaterować ze trzy wielodzietne rodziny, a i wtedy zostałoby jeszcze miejsca na kawalerkę. Frost zdążył się już do tego przyzwyczaić, a im dłużej tu mieszkał, ta megalomania architektów podobała mu się coraz bardziej. Teraz jednak oprócz zmiennokształtnego w pomieszczeniu nie było nikogo. Wszyscy kucharze i ich pomocnicy wyszli odbierać dostawę jedzenia. Dla Frosta był to plus, bo nie musiał przeciskać się między tabunami kuchcików. Z jednej z szafek wyjął szklankę i przystawiając ją do kranu odkręcił wodę. Ku jego zdziwieniu nie popłynęła ani kropelka upragnionej cieczy. "Co jest?" zapytał w duchu. Szybko jednak przypomniał sobie, że hydraulicy zakręcili wodę, ponieważ wymieniają fontanny na większe i bardziej okazałe.
  Changeling wkurzył się. W całym pałacu nie było nic czego mógłby się napić. Na półkach stało co prawda wino, ale ten napój został już zarezerwowany na zbliżającą się uroczystość. Frost miał już odchodzić, gdy uderzyło go to, że kucharze zawsze chowają dla siebie różne trunki w beczkach po owocach. Jeden z takich pojemników stał na końcu pomieszczenia. Changeling wyjał stamtąd butelkę z napisem "Hamas" na etykiecie.
  Hamas był napojem pochodzącym z pustynnych planet, podobno mocny jak cholera. Nie zastanawiając się długo, Frost nalał sobie trochę do szklanki i jednym haustem wypił jej zawartość. Przekonał się, że wszystko to co mówili o tym napoju było prawdą. Zakręciło mu się w głowie tak, że o mało nie wylądował na podłodze i mimo, że odzyskał głos, gardło paliło go niemiłosiernie.
  Rzucił butelką o ścianę, mówiąc sobie "nigdy więcej". Po tym małym incydencie alkoholowym Changeling ruszył z powrotem do sali przyjęć. Jemu najbardziej ze wszystkich zależało, aby cały szczyt poszedł jak po maśle, ponieważ bardzo podobało mu się stanowisko gubernatora stolicy. Zwłaszcza teraz, kiedy trwała wojna i Imperator wolał przebywać w swoich pałacach bardziej oddalonych od linii frontu. To sprawiało, że cała władza administracyjna na planecie była w rękach Frosta. Nie chciał tego zaprzepaścić jakimś głupstwem.
  Przyśpieszył kroku, a właściwie to zaczął biec. Miał bardzo złe przeczucia, kiedy już od sali przyjęć dzieliło go kilkanaście metrów, z pomieszczenia dobiegł hałas tłuczonego szkła oraz inne, których Frost nie był w stanie zidentyfikować. Na miejscu okazało się, że nowe okno było źle zamocowane i wpadło do pomieszczenia. Służący wracający z puszką po farbie chcąc uskoczyć zgubił przedmiot, a sam wpadł na stół łamiąc go w pół. Pojemnik potoczył się wprost pod nogi kobiety zapalającej świece zapachowe. Dziewczyna zrobiła fikołek do tyłu, a trzymana przez nią świeczka poleciała na masywne zasłony wymienionego już okna. Zasłony natychmiast zajęły się ogniem, a w chwili, w której Frost wparował do sali, gwoździe trzymające karnisz pod wpływem ciepła puściły, a sam pręt spadając na podłogę zrobił w niej sporych rozmiarów dziurę. Changeling patrząc na służbę gaszącą pożar zakrył twarz rękoma i powiedział:
  - Cofam to co powiedziałem wcześniej, świat beze mnie wali się natychmiastowo.

  Statek Freezera bardzo szybko zbliżał się do Core. Udało mu się już zrównać z pojazdami Imperatora i Coolera.
  - Kivi, ratuj! - krzyknął Dodoria.
  - Nie wierć się tak, to ci pomogę - odparł zirytowanym głosem Kivi.
  - Ale to jest strasznie zimne - skarżył się różowy.
  - Jakbyś tyle nie żarł, to by tego teraz nie było, spaślaku.
  - Zaraz ci walnę. Już ci mówiłem, że ja nie jestem gruby, tylko postawny - zdenerwował się Dodoria.
  - Akurat. Na lodówce, z której bierzesz żarcie powinni przyczepić lustro, a obok napis "STOP! Czy nie uważasz, że masz już za grubą dupę? - kpił Kivi.
  - Oż ty. Za to cię zabiję!
  - Jak chcesz. Tylko powiedz mi, kto ci wtedy pomoże - odparł Kivi z uśmiechem zwycięzcy na ustach. Dodoria nic nie odpowiedział. Fioletowy powrócił do czynności przerwanej rozmową, a mianowicie nacierania towarzysza masłem. Dodoria próbował założyć swoją zbroję galową, a że "galówki" nie były robione z hypergumy zbroja zaklinowała się na brzuchu Boneheada.
  - Wiesz jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że to twoja zbroja galowa. Musiałeś ją nosić jakieś dwadzieścia, trzydzieści kilolat temu.
  - Coś koło tego - powiedział z irytacją w głosie różowy.
  - No to możesz sobie teraz wytatuować na brzuchu napis "pokonałem anoreksję", hehe - zaśmiał się Chinwiskers.
  - Grrr...
  Piętnaście opakowań masła później Dodoria miał już na sobie zbroję galową. Jednak powstał nowy problem. Zbroja była tak ciasna, że Bonehead ledwo mógł w niej oddychać. Kivi stwierdził tylko, że jest to najdroższy gorset jaki w życiu widział. Dodoria nic nie powiedział, tylko zemdlał z braku dostatecznej ilości tlenu.

  Pojazdy Imperatora i jego synów właśnie dokowały. Przed portem kosmicznym zebrały się już rzesze ludzi - żołnierze, dostojnicy, władze planety, a także tłumy mieszkańców z niecierpliwieniem wyczekiwali, kiedy imperator będzie w zasięgu wzroku. Jednak nie tylko oni czekali na ten moment. Był jeszcze jeden osobnik, który zamiast entuzjazmu i podekscytowania czuł łatwą forsę. Nic nie robić tylko czekać, aż cel znajdzie się w polu rażenia i nacisnąć guzik.

  Freezer, ubrany w złotą zbroję galową, nadal siedział w swojej kajucie. Nie śpieszyło mu się do tego zjazdu. Chciałby móc go ominąć albo chociaż opóźnić, ale wiedział, że nic na to nie poradzi, w tym wypadku musiał poddać się woli ojca.
  Mimo że był bezsilny w kwestii spotkania, to zawsze może sobie ten czas uprzyjemnić. Rozsypał na stole biały proszek, który kupił jeszcze na Xenomorf. Następnie kartką papieru zebrał go w kreskę i pochylając się wciągnął nosem. Z tego co mówił mu jego stały dealer, ten narkotyk sprawi, że wszystko wyda się żywsze, ciekawsze i bardziej luzackie. Changeling właśnie czegoś takiego potrzebował, aby przetrwać czekającą go nudę. Rozsiadł się wygodnie na łóżku, czekając aż specyfik zacznie działać. Nie musiał czekać długo, po chwili obraz zaczął mu trochę falować, kolory stały się bardziej jaskrawe, a dźwięki jakby bardziej głośniejsze.
  "Niezłe to jest. Po powrocie będę musiał kupić tego więcej."
  Siedział tak jeszcze kilka minut aż do momentu, gdy ktoś zapukał do drzwi.
  - Wejdź! - krzyknął Changeling. Drzwi uchyliły się, a w przejściu pojawił się Kivi.
  - Przepraszam, że przeszkadzam, ale już powinniśmy wychodzić - zaczął Chinwiskers.
  - Dobra. Wy już idźcie do wyjścia zaraz do was dołączę - odparł Freezer.
  - Tak jest - powiedział Kivi, po czym odszedł, zamykając za sobą drzwi. Changeling zebrał się w sobie, po czym chwiejnym krokiem wyszedł na korytarz. Docierając do wyjścia przyzwyczaił się do działania narkotyku i zaczął iść normalnie. Kawałek dalej spotkał czekających na niego Dodorię i Kiviego. Freezer spojrzał na różowego i krzyknął:
  - Kurwa, Dodoria, co ty masz na sobie?
  Trzeba powiedzieć, że dla jego przybocznych był to szok, ponieważ ich władca zawsze się miarkował i uważał na to co mówi. Takie wybuchy nie leżały w jego naturze. Kivi nie wiedział co o tym myśleć, ale, gdy po raz kolejny spojrzał na Dodorię doszedł do wniosku, że każdy by tak zareagował. Bonehead miał na sobie pociętą wzdłuż zbroję galową. Spod nacięć wystawał jego wielki brzuch, a sam pancerz wyglądał teraz jak spódniczka baletnicy. Był to jednak jedyny sposób, aby Dodoria mógł założyć zbroję.
  - Powiedzcie mi co się, kurwa, stało. Albo nie, z drugiej strony, nie chcę wiedzieć. Lepiej już wychodźmy, bo się spóźnimy - powiedział Freezer.
  Wyszli ze statku. Schodząc po schodach podstawionych przez personel doków, z oddali ujrzeli czekające na nich tłumy ludzi. Freezer rozejrzał się po porcie. Kilkanaście metrów dalej stali jego brat Cooler wraz ze swoją trójką przybocznych, oraz imperator Cold otoczony ponad setką żołnierzy. Książęta byli w swoich pierwszych formach, podczas gdy ich władca w drugiej. Przez tę symbolikę synowie okazywali szacunek oraz poddaństwo swojemu ojcu. Trójka dostojników zbliżyła się na taką odległość, że mogliby spokojnie rozmawiać. Mimo to milczeli. Oprócz formalnego powitania, czyli salutowania połączonego z klęknięciem (wykonanego przez książęta) nie wykazywali specjalnego zainteresowania sobą. Kilka chwil później wraz z obstawą byli już na placu. Widać było, że organizatorzy tego powitania się postarali. Wszędzie wokół można było dojrzeć mieszkańców planety z kwiatami, transparentami oraz flagami Imperium, czyli białymi płatkami śniegu tworzącymi okrąg na fioletowym tle. Kilka metrów dalej na Imperatora i jego synów czekały już "trony" - pojazdy w kształcie okrągłego fotela zarezerwowane tylko dla najważniejszych osobistości w całym Imperium. Chwilę później, gdy cała trojka lewitowała już w maszynach nad ziemią podbiegło do nich kilkuset agentów ochrony, tworząc wraz z przybocznymi swego rodzaju "małą armię". Krzyki ludzi ucichły i zaczęła się uroczystość powitalna. Gubernator Frost wygłosił przemówienie, wojska planety zaprezentowały najwyższej klasy musztrę, a następnie imperator został obdarowany kwiatami. Po zakończeniu uroczystości nazwanej przez Freezera "farsą", trony wraz ze swoimi pasażerami ruszyły główną ulicą w stronę pałacu.

  Na ten moment czekał mężczyzna znajdujący się kilkanaście bloków dalej i obserwujący całą uroczystość przez lornetkę. Wyciągnął detonator z kieszeni i położył palec na "spuście".
- Jeszcze kilka metrów i będę mógł sobie kupić własną planetę - mówił do siebie. - Kiedy pomyślę jak musiałem się namęczyć, żeby nie wykryli ładunku to aż mnie skręca, ale warto było. Dobrze, jaszczurze, jeszcze trochę, jeszcze kilka metrów. Teraz!
  W chwili gdy mężczyzna wypowiedział te słowa drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem. Zamachowiec nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy dysk energetyczny uciął mu rękę. Kończyna wraz z detonatorem upadła z hukiem na ziemię. Mężczyzna zawył z bólu i upadł na podłogę. Podnosząc się, spojrzał na tego, który pozbawił go ręki. Był to żołnierz Imperium w zbroi i białym kasku z niebieskim ochraniaczem. Chwilę później do pokoju wbiegło kilkunastu agentów ochrony.
  Zamachowiec wyciągnął spod ubrania długi nóż. Ochroniarze już chcieli się na niego rzucić, ale Coolant powstrzymał ich gestem ręki.
- On jest mój.
  Zamachowiec rzucił się na swojego przeciwnika z ostrzem wycelowanym w serce żołnierza. Coolant zgrabnie uniknął ataku. Mężczyzny to jednak nie zraziło i zaatakował po raz kolejny. Tym razem szybkim cięciem wymierzonym w gardło. Znów się przeliczył. Jednak zamiast unikać, Coolant odebrał napastnikowi broń i łapiąc go za przedramię uciął mu nożem drugą dłoń. Zamachowiec upadł na podłogę, krwawiąc intensywnie. Coolant dodał tylko: "Ma przeżyć".

  Orszak dotarł do pałacu bez żadnych incydentów. Imperator zdziwił się tylko dlaczego nie wchodzą przez główną salę, ale Frost szybko mu odpowiedział, że trwają tam wykończeniowe prace remontowe, jak wymiana stołów, zmiany zasłon i tym podobne rzeczy. W końcu wszyscy dotarli do celu, czyli do drugiej sali przyjęć. Stał tam duży, okrągły stół z przystawionymi krzesłami. Trzy miejsca były puste, tam miały znaleźć się "trony" imperatora i jego synów.
  Po krótkiej chwili, gdy wszyscy już zasiedli do stołu Frost przywitał gości. Wśród siedzących byli tam ministrowie, generałowie, gubernatorowie niektórych planet oraz władcy sojuszniczych państw. Większość zebranych stanowiły Changelingi, przedstawicieli innych ras było niewielu, a ci którzy byli, nie należeli bezpośrednio do poddanych Imperium.
  Narada rozpoczęła się od przedstawienia raportów z frontu. Następnymi poruszanymi tematami były sprawy administracyjne, propozycje nowych ustaw oraz oczywiście finanse i skarb państwa. Freezer nudził się na tym niemiłosiernie. Na szczęście dzięki zażytemu wcześniej specyfikowi wszystko wydawało się śmieszne. Książę kilka razy musiał się powstrzymywać, aby nie wybuchnąć śmiechem. Raz rozbawiła go brodawka na nosie generała, innym razem sposób mówienia ministra czy w końcu szklanka wody stojąca przed nim. Ciecz w naczyniu wydawała się falować w taki sposób jakby w środku niej szalał tajfun.
  Pierwsza część zjazdu trwała dobrze ponad cztery godziny. Imperator zarządził godzinną przerwę. Wszyscy zaczęli się rozchodzić, a Freezer zdecydował się porozmawiać z bratem. Zbliżył swój tron do tronu starszego Changelinga.
  - Cześć, Cooler.
  - Cześć - odparł beznamiętnie jego brat.
  - Myślałem, że poznam twoją żonę, a nigdzie jej tu nie widziałem.
  - Przyleci trochę później. Darowałem jej to obradowanie.
  - Racja, to, kurwa, istne tortury - kończąc swoją wypowiedź Freezer wybuchnął śmiechem.
  - Taa - odparł Cooler patrząc na swojego brata jak na wariata. - Chodź, pójdziemy do mojego pokoju i pogadamy - zaproponował.
  Freezer, jeszcze chichocząc, przytaknął, po czym ruszył za Coolerem. Po drodze młodszemu księciu obraz zaczął pływać i kilka razy uderzył tronem w ścianę. Cooler pomógł swojemu bratu w sterowaniu pojazdem i już kilka chwil później obaj znaleźli się w pokoju. Zaraz po zamknięciu drzwi, Cooler wydarł się na brata:
  - Ty gówniarzu, naćpałeś się!
  - Oj, zaraz kurwa naćpałeś, wziąłem tylko jedną dawkę - bronił się Freezer.
  - Ty zawsze musisz odwalić jakiś numer. Miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Wyszedłeś w pierwszej formie, okazałeś szacunek, ale musiałeś się naćpać.
  - Takie życie - skomentował tylko Freezer, po raz kolejny wybuchając śmiechem.
  - Ja ciebie nie rozumiem... Ale teraz nie czas na takie rozmowy, bo pewnie i tak nie wiesz co do ciebie mówię. Teraz idź się prześpij, bo ty też dzisiaj będziesz zdawał raport. Ja pójdę do ojca i mu wyjaśnię co się dzieje.
  Cooler wezwał przybocznych Freezera i zostawił go z nimi, po czym sam udał się do Imperatora.

  Przerwa w obradach przedłużyła się do następnego dnia. Oficjalnym tego powodem było zasłabnięcie imperatora. Jednak tak naprawdę chodziło o to, aby dać Freezerowi czas na otrzeźwienie. Cold nie chciał, aby ten incydent wyszedł na jaw, więc pozwolił, aby plotki i pomówienia spadły na niego. Tak na dobrą sprawę, nikt nie miał tyle odwagi, aby powiedzieć wprost jakąś niemiłą uwagę pod adresem imperatora. Co innego gdyby chodziło o księcia. Minął cały dzień, a gdy Freezer doszedł już do siebie, Cold wezwał go na rozmowę.

  - Posłuchaj mnie, szczylu, dla mnie ty możesz robić wszystko, nawet zrobić u siebie w jednostce burdel, mam to gdzieś. Ale jeśli ma mi to się dziać w obecności tak ważnych gości to nie pozwalam. W najbliższej przyszłości twój brat zasiądzie na tronie i to on będzie się o ciebie martwił, ale ja nie mam zamiaru świecić za ciebie oczami. Masz wygłosić raport z misji jaką ci powierzyłem, a później wynoś na Xenomorf, bo tutaj tylko przeszkadzasz. Udaj się teraz do kajuty i przygotuj się do swojego wystąpienia - skończył swoją mowę Cold.
  - Jak chcesz - odparł Freezer i bez słowa czy gestu na pożegnanie opuścił pokój Imperatora. Wychodząc spojrzał jeszcze na ojca. W swojej drugiej formie wyglądał władczo, a jego czarne, matowe od upływu czasu rogi tylko to podkreślały.
  Na korytarzu spotkał Coolera. Starszy brat się zatrzymał i zapytał:
  - Dlaczego to robisz?
  - Co robię?
  - Dlaczego wszystko sobie olewasz co? Kiedyś było inaczej. Zawsze ze mną rywalizowałeś starałeś się być lepszy ode mnie i przez pewien czas tak było. Co się stało, że się zmieniłeś?
  - Nic się nie stało.
  - Co? Chodzi o ojca? Ja też mam z nim często utarczki, ale to nie powód, żeby się tak zachowywać.
  - Daj mi spokój. Idę do siebie. Muszę przygotować do "wielkiego" wystąpienia.
  Freezer ruszył do swojego pokoju. Podczas marszu założył scouter i wezwał Kiviego, bo tak naprawdę to on zajmował się wszystkim. Freezer tylko podpisywał podsunięte mu pod nos rozkazy.
  Kivi często to wykorzystywał. Dawał księciu rozkazy napisane przez samego siebie. Dzięki temu przyboczny Freezera dorobił się jednego sporego mieszkania, comiesięcznej dostawy najdroższych win, a także udziałów w kilku kasynach (dzięki rozkazowi o zalegalizowaniu hazardu na Xenomorf). Często też wymyślał jakieś beznadziejne zadania dla Ginyu, aby go pognębić.
  Po krótkiej chwili Kivi znalazł się w pokoju Freezera. Był zziajany, najwidoczniej biegł.
  - Słuchaj Kivi. Muszę zdać raport, więc przynieś mi tu dokumenty i powiedz co mam czytać. Po wystąpieniu przygotuj mój statek do odlotu. Nie zabawimy tu długo.
  - Tak jest.
  Freezer czekał ponad godzinę na powrót swojego podwładnego. Kivi wrócił z Dodorią. Obaj nieśli sterty papierów.
  - Wybacz szefie, że tak długo, ale musiałem wszystko wydrukować.
  - To ja mam to wszystko czytać?! - zdenerwował się Freezer, patrząc ilość papierów, która spokojne wystarczyłaby do mumifikacji wszystkich członków zgromadzenia.
  - Nie, panie. Te dokumenty przekaże pan zgromadzeniu. Czytał pan będzie streszczenia jakie zrobiłem podczas lotu - wyjaśnił Kivi.
  - No, to już coś - westchnął Freezer.

  Wystąpienie Freezera odbyło się bez żadnych incydentów. Cała przemowa trwała dobre kilka godzin i gdy się skończyła Freezer dziękował wszystkim siłom wyższym o jakich słyszał. Zaraz po zdaniu raportu Changeling pożegnał wszystkich zgromadzonych i opuścił salę. Przed wyjściem czekali już na niego jego przyboczni.
  - Grzejcie silniki, wynosimy się stąd.
  - Tak jest, ale jak podczas wystąpienia przyszła pewna wiadomość - odpowiedział Kivi.
  - No i co z tego? - zirytował się Freezer.
  - Pomyślałem, że może pana zainteresować - odparł fioletowy.
  - Pokaż - warknął książę, wydzierając Kiviemu z ręki scouter. Freezer nerwowo włączył skrzynkę odbiorczą. Wiadomość pochodziła z Xenomorf. Changeling przeczytał uważnie wiadomość po czym spytał:
  - To pewne?
  - Wydaje mi się, że tak.
  - Niedobrze, on się nigdy, aż tak bardzo nie spóźniał. Damy mu jeszcze kilka dni. Jeśli się nie zjawi, podejmę odpowiednie kroki.
  - Co robimy, szefie? - dopytał się Dodoria.
  - W takiej sytuacji zostajemy na Core i czekamy na rozwój sytuacji. I mimo, że tego nie chcę chyba będę musiał poprosić o pomoc mojego brata. Rozejść się!
  - Tak jest! - przyboczni odpowiedzieli chórem.
  "A ja pójdę się rozerwać na mieście" powiedział do siebie w myślach. "Podobno mają tu doskonałe domy publiczne."


-> Rozdział pierwszy <- | Rozdział siódmy <- | -> Rozdział dziewiąty

Autor: Tytus




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.